Kiedy byłam nastolatką pojechałam z rodzicami i siostrą na wczasy na mazurach. Okolica była bardzo ładna, ale nazwa miejscowości fatalna. Wczasy były w ośrodku wypoczynkowym, gdzie na terenie znajdowały się domki letniskowe, dla wczasowiczów. Było cudownie. Jezioro było 40 metrów od domku, i rowery wodne do wypożyczenia. Obok był duży budynek a na dole ogromna stołówka a nad nią sala dyskotekowa. Na drugi dzień popłynęłam rowerem na drugą stronę jeziora. Stamtąd widok na nasze wczasowisko był obłędny. Cały teren był odgrodzony od lasu wysoką mocną siatką, żeby zabezpieczyć wczasowiczów, od przypadkowego spotkania z dzikiem, albo inną zwierzyną leśną.
Miałam wtedy 17 lat i świat był taki piękny przez te dwa tygodnie. Bardzo odpoczęłam, poznałam fajnych i ciekawych ludzi. Codziennie były organizowane dyskoteki dla wczasowiczów, więc ja i moja siostra nie opuściłyśmy ani jednej. Poza tym zaprzyjaźniłam się z organizatorem.
Przyszedł dzień wyjazdu. Było mi bardzo żal wyjeżdżać i obie z siostrą płakałyśmy jak małe dzieci.